W tym roku jak dotąd zdobyła drużynowe mistrzostwo Europy w sztafecie mieszanej. Ubiegły był dla niej jeszcze bardziej udany – medal na igrzyskach w Paryżu, a do tego pobicie historycznego rekordu Ireny Szewińskiej na 400 metrów. Lubię to, co robię. Staram się czerpać przyjemność z biegania, dlatego każdy start jest dla mnie źródłem radości. Wychodzę na bieżnię szczęśliwa. Zawsze jestem wdzięczna za to, że mogę być na stadionie i startować – mówi Natalia Bukowiecka, polska gwiazda lekkoatletyki.
Stade de France w Paryżu mieści 77 tysięcy ludzi. Takiej widowni w Polsce nie ma nikt, nawet Dawid Podsiadło.
Natalia Bukowiecka: Rzeczywiście – na igrzyskach w Paryżu czuliśmy na bieżni, że trybuny są pełne. Przed swoimi startami oglądałam bieg sztafetowy z trybun, więc mogłam się przekonać, jak to wygląda z drugiej strony.
Jak wrażenia?
Niesamowite, aczkolwiek gdy wychodziłam na swoje biegi, starałam się nie myśleć o ludziach na trybunach. Nie zastanawiałam się nad tym, ilu jest kibiców. Takie myślenie może stresować, a niektórych – nawet sparaliżować.
Ciebie paraliżuje?
Lubię startować, gdy na trybunach jest dużo ludzi. Doping pomaga sportowcom, dlatego mniej przyjemnie mi się biega, gdy stadion świeci pustkami. Przed startem w Paryżu starałam się jednak nie myśleć o tym, co dzieje się na trybunach. Pomogło mi doświadczenie, bo startowałam już na dużych imprezach. Igrzyska w Paryżu były jednak specyficzne – po pierwsze dużo biegania, po drugie – mnóstwo ludzi.
Poprzednie igrzyska, w Tokio, miały zupełnie inny klimat. Pusty stadion w erze pandemii był trudnym doświadczeniem?
To były moje pierwsze igrzyska, więc przyznaję, że w Tokio czułam stres. W Paryżu byłam w innej roli, miałam na koncie złoty medal olimpijski w sztafecie. To zdejmowało ze mnie część presji.